Sentimentálne Vianoce (Slovak)
To sú tie šťastné Vianoce.
Siroty mrznú po stovkách jak vrany,
kým na nás letia biele oceány,
korene slnka stále trápi smäd.
Sivé a ťažké hviezdy z olova
lejeme spolu do priezračnej vody,
okolo domu vlčia svorka chodí
a ty si moja láska staniolová,
budem jesť s tebou tmavý, horský med.
Obchádzam ťa v kruhu,
prezerám si ťa žltým pohľadom.
Bláznivé husle, vlčie zavýjanie,
na zadné zrazu postavil sa dom.
Pre teba, láska, mimózu a hrom!
Miluj ma!
Buď vlhká ako noc,
buď ako studňa hlboká.
Ja práve ako slnko
horľavý
a smútný som.
Vody sa zdvihli, zapráskal bič potoka,
usmiali sa utopenci pod ľadom.
A mne už skoro spadne na stôl hlava,
zdĺhavý Mesiac ma v okne podrezáva,
blesk krvi,
šabľa,
horí sad.
Počujem v peci veselého diabla
oheň rozbíjať.
A to sú tie šťastné Vianoce,
tá hudba zvonov,
tá tichá noc,
ten domov.
Ryšavé blchy z ohňa na zem skáču,
svrbí ma ruka na ten nežný krk.
A izba modravie jak pri zváraní kovov.
Náramky,
škrtiči jej úbeľových rúk.
Ale nie.
Ani nie.
Jej útle ruky váhavo zvoniace,
dve krotké ovečky,
schádzajú z môjho tela.
Obloha zhasla,
Zem mi uletela.
Aleluja,
aleluja,
už som spasený.
Zvon! Zvon!
Celé mesto medené jak zvon.
Ach, tá mladosť boľavá,
karmínový svet!
Plakala a volala.
Zvon, zvon, zvon!
Bol to neuveriteľný beh.
Na jazyku ešte sladla mi jak perník.
Boli biele Vianoce,
padal čierny
sneh.
|
Sentymentalne Boże Narodzenie (Polish)
Oto szczęśliwe Boże Narodzenie. Sieroty marzną w gromadach jak wrony, gdy na nas lecą białe oceany, korzenie słońca dręczy pragnienie Szare i ciężkie gwiazdy z ołowiu lejemy wspólnie w
przeźroczystą wodę, naokoło domu chodzi sfora wilków a ty jesteś – miłością moją staniolową, będę jeść z tobą ciemny, górski miód. Obchodzę cię wokoło, żółtym przyglądam się wzrokiem. Błazeńskie skrzypce, wycie wilcze, dęba nagle stanął cały dom. Dla ciebie, draga, mimoza i grom. Kochaj mnie! Bądź wilgotna jak noc, bądź głęboka jak studnia Prawie jak słońce gorejący i spragniony jestem. Podniosły się wody, trzasnął bicz potoku zaśmiali się topielcy pod lodem. I skoro na stół już opadnie mi głowa powolny Księżyc mnie w oknie podżyna, blask krwi, szabla, pali się sad. Słyszę jak w piecu wesołego diabła próbują ogień rozpalać. I to jest szczęśliwe Boże Narodzenie ten grający dzwon, ta cicha noc, ten dom. Z ognia rude pchły na ziemię skaczą, świerzbi mnie ręka na ten kark delikatny. I izba niebieszczeje jak podczas spawania metali. Bransolety, pętle jej białych rąk. Lecz nie. Wcale nie. Jej wątłe ręce nieśmiało dzwoniące, dwie drobne owieczki z mego ciała schodzące. Strop nieba ściemniał. Ziemia spod nóg uciekła. Alleluja, alleluja, już jestem zbawiony. Dzwon! Dzwon! Całe miasto miedziane jak dzwon. Ach, ta młodość bplesna, świat karminowy! Płakała i wołała. Dzwon, dzwon, dzwon! Był to niezwykły bieg. Na języku stawała się jeszcze słodsza – jak piernik. Było białe Boże Narodzenie. padał czarny śnieg.
Publisher | Wydawnictwo "Śląsk" |
Source of the quotation | Cztery księgi niepokoju |
Bookpage (from–to) | pp. 92 |
|