Kobieta i mężczyźni (Lengyel)
Na parkingu Ikei Joanna upychała wysypujące się z bagażnika drobiazgi: świeczki, serwetki.
- Jedźmy już, mały się obudzi - usiadła przy Marku przeglądającym ekran samochodowego komputera.
- Nie domknęłaś - sprawdził kontrolkę. - Zapnij pasy, ja to zrobię - zawinął się długim, granatowym płaszczem, przeskakując śniegowe błoto.
Zatrzasnął klapę laguny i poprawił odrywającą się nad rejestracją naklejkę ze znakiem chrześcijańskiej ryby.
- Wartało by zmienić rybkę, złoty na czarnym niespecjalnie... - zanim wsiadł, sprawdził zapięcie koszyka z Maciusiem śpiącym na tylnym siedzeniu i pocałował go w nosek.
- Wartało - Joanna uchyliła mu drzwi.
Przekręcali słowa, kiedy byli zadowoleni. Przerzucali się powiedzonkami swoich dzieci, bawiąc się w ich beztroskę.
Zakupy się udały, znaleźli stylową przewijarkę dla najmłodszego, zamówili transport młodzieżowej komody dla starszych. Po drodze do kas nabrali sylwestrowych ozdóbek.
- A może zostawić rybkę i kupić nowy samochód? - Marek spojrzał w lusterko, czy zrobił na Joannie wrażenie. Uwielbiał sprawiać im niespodzianki, kupować dzieciom nowe gry komputerowe, fundować w rajdach po centrach handlowych wymarzone ciuchy. Okrzyki radości były wtedy też na jego cześć. Joanna cieszyła się z prezentów, z wakacji w Hiszpanii, wykupionych okazyjnie dzień wcześniej, miała jednak zawsze zastrzeżenia: „Mogłeś się mnie
zapytać, co z tego, że byłeś pewien, tak, jestem zadowolona, ale...". To „ale" wywyższało ją ponad jego hojność. I znaczyło: „Masz wszystko, ale nie dość". Joanna broniła swojej niezależności złośliwościami, punktowaniem słabości Marka.
- Domyślam się, że już dałeś zaliczkę. Niech zgadnę... lexus?
- Lexus? Kupa szmalu nie wiadomo za co. Podoba ci lexus?
- Reklamowali, że masuje siedzenie kierowcy.
- Gdyby miał z nim stosunek... znam frajerów, co zarżnęliby się kredytami na takiego sexusa.
- Ja nie znam. Kochamy się raz na dwa tygodnie, Pysiu. - Nie było w tym wyrzutu, raczej dyskretnie podsunięte upomnienie.
- Naprawdę? - Marka pochłonęło wyprzedzanie.
- Rzadziej - przyznała po zastanowieniu. - Co kupiłeś?
- Nic - pogładził ją po ramieniu. - Nie buzuj.
- Za ile?
- Myślałem o czymś większym... terenówka... - zaproponował. ,
- Przeprowadzamy się na księżyc? - Zmiana samochodu zwykle szykowała zmianę w ich życiu. Kupowanie nowego uważała za męską formę linienia.
- Drogi są coraz gorsze i nie będzie lepiej, kochana, pieniędzmi z podatków zatyka się dziury, ale w budżecie.
- Skąd wiesz?
- Takie rzeczy się wie... od kumpli z dawnego resortu. Co byś powiedziała, gdyby... coś bardziej sportowego? - sprawdzał ją, na ile mógłby sobie pozwolić. Zapomnieć o rodzinnych obowiązkach.
- Mam cię gonić z dziećmi drezyną?
- Chwaliłaś swoje autko.
- Sprzedajmy oba i kupmy meganki.
- Po co nam dwa jednakowe wozy, Joasiu?
- Bezpieczne dla dzieci. Megankę i minivan - rozpoczęła negocjacje nie o model auta, ale o siebie. O to, ile zdoła wytargować na swoją korzyść.
- Nie będę jeździł do pracy nocnikiem. Wybacz, nie znasz się, wybrałaś już jeden - nie rozumiał, dlaczego jej uległ przy kupowaniu laguny. W trzyletniej psuło się wszystko, od amortyzatorów i akumulatora po zamki w drzwiach. Joanna, czarując szefów serwisu, wyprosiła zniżkę przy naprawie skrzyni biegów. Zawiśli na jej biuście spojrzeniami jak błyszczące ordery. Prawie się czerwienili, podziwiając nogi w obcisłej spódniczce. Jakby
były seksownie umięśnionym przedłużeniem warg sromowych. Nie doceniał żony? Miał porównanie z dawną Joanną, lżejszą, szczuplejszą, bez porannej opuchlizny. Nadal ją kochał, szczycił się przed sobą, że kocha jeszcze bardziej jej dojrzałość, matczyne piękno.
- Nie znam się na samochodach? To po co mnie pytasz? - domyślała się, że chodzi o kolejny kredyt.
Nie spłacili jeszcze domu kupionego w czasach prawicowej hossy, gdy Marek był jednym z najmłodszych doradców premiera. Tuż przed przegranymi wyborami koledzy ewakuowali się z rządu, wciągając go w prywatno-katolicką telewizję KaTel. Marek czuł się bezpieczny. Kiedyś ludzie tracili pracę, teraz nie mogli jej zdobyć. On swoją miał i jej gwarancję - kolegów przerzucających się z jednej firmy do drugiej. Doświadczenie zastępowała im ideowość. W państwowych spółkach przynosiła straty dające się załatać z budżetu, prywatne doprowadzała do bankructwa. Zarządzana przez nich prywatna telewizja była coraz mniej widoczna, mimo podkupowania najlepszych programów konkurencji. Wydłużające się przerwy w emisji wypełniały oazowe pieśni, a ekran - symbol stacji, błękitna gwiazda. Telewizja gasła na oczach widzów. Joanna obawiała się, że pewnego dnia zostanie już tylko spadająca gwiazdka i bezrobotny Marek.
- Większy wóz by się przydał, ale dla mnie, chciałabym otworzyć interes... - Po urodzeniu Michasia próbowała prowadzić szkołę języków obcych. Nie przewidziała
silnej konkurencji i tego, że dzieci zostawiane z opiekunką rozchorują się na cykliczną anginę, alergię, tęsknotę.
- Co? Po co? Nie masz czasu. - Marek zbyt mocno przyhamował.
- Już mam, wiem, jak się do tego zabrać i nie zostawiać Maciusia. Byłoby na minimum, w razie gdybyś... chciał poszukać lepszej pracy - oględnie zasugerowała przewidywaną klęskę.
- Są oszczędności.
- Nieduże.
- Zostawmy samochód, powiedz lepiej, co z sylwestrem?
- Będzie dziesięć osób, z nami, i przyjdzie Klara.
- Mieli być w górach.
- Jacek się źle czuje.
- Sama przyjdzie? Ty byś poszła się bawić, gdybym zachorował?
- Jacek nie jest chory, źle się czuje. Ma depresję i woli być sam.
- No, proszę, ona go w to wpędziła - ucieszył się.
- Marek...
- Mówiłem ci, akupunktura szkodzi, organizm się broni. Przecież widziałem, ciągle go kłuła, na katar, na kichanie.
- Nie lubisz jej.
- Klarę bardzo, igieł nie lubię. Tortury nikomu nie pomogą. Wiesz, skąd się wzięła akupunktura, nie powiedziała ci? Chińczycy torturowali tym więźniów. Nieźle,
nie? Doktor Mengele by się nie powstydził.
- Nie porównuj jej do faszystów. O twoich znajomych też można powiedzieć niejedno...
- Niby co?
Maciuś zapłakał obudzony głośną rozmową.
- Że są solidarni - powiedziała pogardliwie. - Zatrzymaj, muszę go nakarmić. |
|
Eine Frau und die Männer (Német)
Auf dem
IKEA-Parkplatz stopfte Joanna das aus dem Kofferraum herausfallende Kleinzeug
wieder hinein, Packungen mit Kerzen und Servietten. Dann setzte sie sich neben
Marek, der auf das Boardcomputer-Display des Autos starrte. „Lass uns fahren, bevor der Kleine wach wird.“ Er sah die Kontrollleuchte blinken. „Du hast den Kofferraum nicht richtig geschlossen. Schnall dich an, ich mache
das schon.“ Er wickelte sich in seinen langen, dunkelblauen Mantel und sprang
durch den matschigen Schnee. Er knallte die Klappe des Laguna zu und versuchte,
den sich ablösenden Aufkleber mit dem Jesus-Fisch wieder dranzumachen. „Müssteman neuen Fisch kaufen, gold auf schwarz sieht nicht so toll aus ...“
Bevor er einstieg, checkte er noch, ob das Babykörbchen mit dem schlafenden Maciuś
auf dem Rücksitz richtig festgemacht war, und küsste den Kleinen aufs Näschen. „Müssteman ...“ Joanna hielt ihm die Tür auf. Wenn es ihnen gut miteinander ging, verdrehten sie die Worte, zitierten dauernd
die Sprüche ihrer Kinder, spielten Unbeschwertheit. Der Ausflug zu IKEA war gelungen, sie hatten einen schicken Wickeltisch für den
Kleinsten gefunden und die Lieferung einer Kommode für die älteren Kinder in
Auftrag gegeben. Auf dem Weg zu den Kassen schnappten sie sich noch
Silvester-Dekoration. „Und wenn wir keinen neuen Fisch, sondern ein neues Auto kauften?“ Marek blickte in den Spiegel, ob Joanna auch beeindruckt war. Er liebte es,
seiner Familie Überraschungen zu bereiten, den Kindern neue Computer-Spiele zu
kaufen, wahre Rallyes durch die Einkaufszentren zu veranstalten und ihnen die
ersehnten Klamotten zu spendieren. Dann jubelten sie ihm zu. Joanna freute sich
ebenfalls über Geschenke, über Urlaub in Spanien, last minute einen Tag zuvor
gebucht, und hatte trotzdem ihre Vorbehalte: „Du hättest mich fragen können, na und, auch wenn du dir sicher warst, ja, ich
freue mich, aber ...“ Dieses „aber“ ließ sie über seine Großzügigkeit hinwegsehen. Und bedeutete: „Du
hast zwar alles, aber es genügt mir nicht.“ Joanna verteidigte ihre
Unabhängigkeit mit Sticheleien, sie traf punktgenau Mareks Schwachstellen. „Ich nehme an, dass du bereits angezahlt hast. Lass mich raten ... Ein Lexus.“ „Lexus? Massig Geld für nix als Schrott. Gefällt der dir etwa?“ „Es hieß in der Werbung, der Sitz würde dem Fahrer den Rücken massieren.“ „Ja, wenn sie Sex miteinander hätten ... Ich kenne Idioten, die würden sich für
einen solchen Sexus tot zahlen.“ „Ich kenne keine. Wir haben alle zwei Wochen Sex, Bärchen.“ Das war kein Vorwurf, lediglich eine diskrete Erinnerung. „Wirklich?“ Marek konzentrierte sich auf das Überholen. „Seltener.“, fügte sie nach einigem Überlegen hinzu. „Was hast du gekauft?“ „Nichts.“ Er streichelte ihren Arm. „Reg dich nicht auf.“ „Wie teuer?“ „Ich habe an etwas Größeres gedacht ... Einen Geländewagen ...“, schlug er vor. „Ziehen wir etwa auf den Mond um?“ Der Kauf eines neuen Autos markierte stets eine Wende in ihrem Leben. Wenn
Männer neue Autos kauften, war es wie wenn sie sich häuteten, fand sie. „Die Straßen werden immer schlimmer, und es wird nicht besser, meine Liebe. Das
Geld von unseren Steuern stopft zwar Löcher, aber im Staatshaushalt.“ „Woher weißt du das?“ „Solche Dinge weiß man eben ... Von meinen Kumpels aus dem alten Ressort. Was
würdest du zu etwas ... Sportlicherem sagen?“ Er wollte sie testen, wie weit er gehen konnte, und seine familiären Pflichten
vergessen. „Soll ich mit den Kindern auf einer Draisine hinterherfahren?“ „Du warst doch mit deinem Autochen zufrieden.“ „Lass uns beide verkaufen und zwei Megane holen!“ „Wozu brauchen wir zwei gleiche Autos?“ „Wegen der Sicherheit, für die Kinder. Einen Megane und einen Minivan.“ Sie verhandelte nun nicht mehr über das Modell des Autos, sondern um
ihretwillen. Darum, wie viel sie dabei für sich selbst herausholen würde. „Ich will nicht mehr mit einer Seifenschale zur Arbeit fahren. Verzeih mir,
aber du kennst dich ja nicht aus, du hast bereits eins ausgesucht.“ Er konnte nicht mehr nachvollziehen, warum er ihr beim Kauf des Laguna
nachgegeben hatte. In dem dreijährigen Auto ging alles kaputt, angefangen bei
den Stoßdämpfern über die Batterie bis zu den Schlössern in den Türen. Joanna hatte die Chefs vom Autoservice becirct und einen Preisnachlass bei der
Reparatur der Gangschaltung bekommen. Die Typen hingen an ihrem Busen mit
Blicken glänzend wie Orden. Sie waren beinahe rot geworden, als sie ihre Beine
in dem engen Rock bewunderten, als wären diese eine Art sexy muskulöse
Verlängerungen ihrer Schamlippen. Wusste er vielleicht seine Frau nicht zu
schätzen? Er verglich sie mit der alten Joanna, einer leichteren, schlankeren
Joanna, ohne die morgendlichen Schwellungen im Gesicht. Er liebte sie immer
noch und brüstete sich im Stillen damit, sie wegen ihrer mütterlichen Schönheit
und ihrer Reife noch mehr zu lieben. „Ich kenne mich nicht mit Autos aus? Warum fragst du mich dann?“ Sie vermutete, dass es ihm um den nächsten Kredit ging. Sie waren noch nicht mit dem Abzahlen des Hauses fertig, das sie in den Zeiten
der rechten Hausse gekauft hatten, als Marek einer der jüngsten Berater des
Premiers war. Kurz vor den verlorenen Wahlen evakuierten sich seine Kumpels aus
der Regierung und zogen ihn mit sich zu dem privaten katholischen Sender KaTel.
Marek fühlte sich dort sicher. Es gab eine Zeit, da verloren die Leute ihre
Jobs – jetzt konnten sie keine finden. Er hatte seinen Job und eine Garantie
darauf, ihn zu behalten: die Kumpels, die von einer Firma zur anderen
wechselten. Die mangelnde Erfahrung ersetzten sie dabei durch Idealismus.
Dieser Idealismus verursachte in den staatlichen Gesellschaften Verluste, die
man aus dem Etat ausgleichen konnte, in privaten Firmen führte er jedoch zum
Konkurs. Das von ihnen geleitete private Fernsehen sendete immer seltener,
obwohl sie der Konkurrenz die besten Fernsehsendungen wegkauften. Die immer
längeren Pausen zwischen den Programmen wurden mit christlichen Liedern gefüllt
und auf dem Bildschirm prangte das Symbol des Senders, ein himmelblauer Stern.
Der Sender ging vor den Augen der Zuschauer ein. Joanna befürchtete, dass der
Stern eines Tages vom Bildschirm fallen, und Marek seine Arbeit verlieren
würde. „Ein größeres Auto wäre sinnvoll, für mich. Ich möchte eine Firma aufmachen
...“ Nach der Geburt von Michaś hatte sie versucht, eine Fremdsprachenschule
aufzubauen. Womit sie nicht gerechnet hatte, war die starke Konkurrenz und die
Tatsache, dass die Kinder, bei ihrer Tagesmutter gelassen, an chronischer
Angina, Allergien und Sehnsucht erkranken würden. „Was? Wozu? Du hast doch keine Zeit.“ Marek bremste heftig. „Jetzt habe ich Zeit. Und ich weiß, wie man es anpacken muss, ohne Maciuś
alleine zu lassen. Wir hätten Geld für das Nötigste, falls du ... dich nach
einer besseren Arbeit umsehen möchtest.“, deutete sie vorsichtig die
aufkommende Katastrophe an. „Wir haben Ersparnisse.“ „Es ist nicht viel.“ „Lassen wir das mit dem Auto. Erzähl mir lieber, was mit Silvester ist.“ „Mit uns sind es zehn Leute, und Klara kommt mit.“ „Wollten sie nicht in die Berge?“ „Jacek geht es nicht gut.“ „Kommt sie alleine? Würdest du auf eine Party gehen, wenn ich krank wäre?“ „Jacek ist nicht krank. Ihm geht es nicht gut. Er ist depressiv und will lieber
alleine sein.“ „Siehst du, er ist wegen ihr depressiv geworden!“, freute sich Marek geradezu. „Marek ...“ „Ich habe es dir ja gesagt, Akupunktur ist schädlich, der Organismus wehrt sich
dagegen. Ich habe es doch selbst gesehen, sie hat dauernd auf ihn eingestochen,
gegen Schnupfen, wegen seinem Geniese.“ „Du magst sie nicht.“ „Klara mag ich sehr. Es sind die Nadeln, die ich nicht mag. Folter hat noch
niemandem geholfen. Hat sie dir nie erzählt, woher die Akupunktur kommt?
Wusstest du es nicht? Die Chinesen haben damit ihre Gefangenen gefoltert. Nicht
schlecht, oder? Doktor Mengele hätte es auch gefallen.“ „Hör auf, Klara mit den Nazis zu vergleichen! Über deine Bekannten kann man auch
das eine oder andere sagen ...“ „Zum Beispiel?“ Maciuś wimmerte auf einmal, von dem lauten Gespräch geweckt. „Dass sie solidarisch sind.“, meinte sie verächtlich. „Halt ihn, ich muss ihn
füttern.“
|